top of page

Nieco więcej niż wybory, czyli wyzwania wokół Tajwanu

Już 13 stycznia Tajwańczycy zadecydują o tym, kto stanie na czele ich państwa. | Fot. Annabelle Chic / Getty Images


Autor: Marcin Przychodniak, analityk ds. Chin w programie Azja i Pacyfik, PISM


Historia Tajwanu niejednokrotnie obfitowała w wydarzenia zmieniające sytuację polityczną, społeczną w skali państwa, regionu, a nawet globu. Kiedy w 1887 r. chińska dynastia Qing przejęła wreszcie kontrolę nad Tajwanem, nie wiedziała, że już w 1895 r. (po przegranej w pierwszej wojnie chińsko-japońskiej) będzie musiała zrzec się suwerenności nad nim na rzecz Japonii. W 1949 r. Amerykanie w praktyce zmusili Japończyków do oddania go Partii Narodowej – Kuomintangowi, aby formalnie fakt ten przypieczętować dopiero w 1952 r. Tajwan nigdy nie był też oczywiście częścią Chińskiej Republiki Ludowej – co więcej Komunistyczna Partia Chin aż do 1943 r. traktowała Tajwańczyków jako przedstawicieli innego niż chiński narodu, co oczywiście zmieniło się w 1949 r.


Tajwan jak Ukraina?


Tajwan w swej demokratycznej tożsamości (od kiedy pod koniec lat 80. XX wieku rozpoczął się tam proces demokratyzacji, a w 1991 r. odbyły się pierwsze ogólnokrajowe wybory prezydenckie) nieraz więc doświadczał kryzysów gospodarczych czy politycznych związanych z sąsiedztwem ChRL. W tym kontekście zaplanowane na 13 stycznia br. wybory prezydenckie i parlamentarne to nie tylko przejaw procedury demokratycznej czy zwieńczenie drugiej kadencji prezydent Tsai Ing-Wen. Nowy prezydent i większość parlamentarna po raz kolejny staną bowiem przed wyzwaniem (obok zarządzania czy utrzymania popularności w społeczeństwie) obrony tajwańskiego status quo w obliczu hybrydowych zagrożeń ChRL, gospodarczych restrykcji, a w dalszej perspektywie militarnej eskalacji mogącej skończyć się nawet inwazją.


Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, kto te wybory wygra. Prezentowane sondaże (ostatnie pojawiły się 3 stycznia; na Tajwanie nie można ich publikować już na tydzień przed elekcją) choć wskazują wyraźnie na faworyta – Lai Ching-te z Demokratycznej Partii Postępu (DPP) – to nie dają mu jednoznacznych szans na zwycięstwo.

Kontrkandydat z Kumonitangu (KMT), Hou Yu-ih, może więc mu nadal skutecznie zagrozić. Trzeci z kandydatów, Ko Wen-je, reprezentant Partii Ludowej (TPP), stara się swoje poparcie wykorzystać głównie do wzmocnienia pozycji ugrupowania jako „trzeciej siły” na tajwańskiej scenie politycznej. Zwłaszcza, że większość parlamentarna przejdzie najpewniej w ręce opozycyjnej KMT, a część z deputowanych DPP może swoje mandaty stracić na rzecz TPP.


Pewne jest jedno: żaden z kandydatów nie deklaruje gruntownej zmiany politycznej, zwłaszcza w relacjach z Chinami. Powtarzane hasła o utrzymaniu status quo (nawet przez nieznacznie dystansującą się od tego tematu Partię Ludową) współbrzmią w kampanii wyborczej z tematyką bezpieczeństwa Tajwanu.


Doświadczenie ostatnich kilkudziesięciu lat (kiedy w retoryce ChRL stałym elementem stała się możliwość zbrojnej „reintegracji” z wyspą) spotęgowane przez okoliczności i konsekwencje rosyjskiej agresji na Ukrainę przyczyniły się do bezprecedensowej obecności tego tematu w aktualnym dyskursie publicznym a także w kampanii wyborczej.

Tajwan zresztą mocno zaangażował się we wsparcie Ukraińców, tworząc specjalne fundusze na rzecz odbudowy państwa ukraińskiego czy pomagając uchodźcom (także w Polsce). Wyraźnie uczynił z tego wsparcia narzędzie polityczne rozbudowy relacji z państwami Europy Środkowej, a także wizerunkową przeciwwagę dla relacji chińsko-rosyjskich. Zagadnienie oceny przeszłych, ale przede wszystkim rozwoju przyszłych relacji z Chińską Republiką Ludową stało się (zwłaszcza podczas telewizyjnych debat) elementem wzajemnych zarzutów i prób przekonania elektoratu o powadze stanowiska i zagrożeniach wynikających z ewentualnego wyboru innych kandydatów.


Tajwańskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że 3 stycznia cztery chińskie balony przeleciały nad Tajwanem, z czego trzy znalazły się niedaleko ważnej bazy lotniczej. W niedzielę wykryto trzy kolejne chińskie balony obserwacyjne przelatujące nad Cieśniną Tajwańską. | Fot. The Guardian


Lai Ching-te podkreśla konieczność przyśpieszenia przygotowań w obliczu możliwej inwazji, a przede wszystkim przeciwdziałania chińskim prowokacjom, wojskowej eskalacji w Cieśninie Tajwańskiej czy działaniom hybrydowym. Już w 2024 r. wielokrotnie nad Tajwanem znalazły się chińskie balony obserwacyjne – deklarował niedawno minister obrony narodowej. Publikację listy tych działań mających wpłynąć na wynik wyborów zapowiedział też w ostatnich tygodniach tajwański minister spraw zagranicznych. Ważne są też relacje międzynarodowe, w tym szczególnie z USA, gdzie Lai zamierza kontynuować politykę obecnej prezydent. Kandydat DPP wzmacnia w kampanii wyborczej narrację o niejasnościach w polityce KMT wobec ChRL, odwołując się m.in. do wizyt polityków tej partii w Chinach w grudniu 2023 r. Sugeruje niejasne koneksje i przedstawia Hou jako ukrytego zwolennika ocieplenia relacji z ChRL.


W ocenie Lai działania KMT mają być elementem dłuższego procesu integracyjnego, na którym – w ocenie kandydata DPP – zależy tajwańskim przemysłowcom zaniepokojonym możliwą eskalacją. Taką narrację pośrednio – i trudno oczywiście określić na ile świadomie – wsparły władze Chińskiej Republiki Ludowej, kiedy w noworocznym orędziu przewodniczący Xi potwierdził nieodwołalność zbliżającej się „reunifikacji”, a jeden z partyjnych urzędników ostrzegł społeczeństwo tajwańskie, aby dokonało „mądrego wyboru”.


Czego oczekują Tajwańczycy?


Państwowość Tajwanu jest dla nich oczywistością, a dyskusje na ten temat wydają się być czysto akademickie. Niepodległość i jej oficjalne ogłoszenie w tym kontekście byłyby niepotrzebną prowokacją, pozbawioną realnego efektu, a grożącą naruszeniem status quo. Historyczne koncepcje zacieśniania relacji z ChRL dawno się zdezaktualizowały, a zasada „jedno państwo, dwa systemy” (i tak wcześniej odbierana w społeczeństwie średnio pozytywnie) skompromitowana została przez działania Chin w Hongkongu. W świadomości Tajwańczyków zagrożenie ze strony ChRL może wydawać się poważne (zwłaszcza w odniesieniu do Ukrainy), ale duża część z nich wydaje się nie ulegać kampanijnym narracjom polityków. Stosunkowo niewielkie zainteresowanie zbliżającą się inwazją ChRL na wyspę (badania pokazują, że nieco ponad 40 proc. Tajwańczyków byłoby gotowych bronić kraju w tej sytuacji) powoduje, że i ta tematyka – choć przyjmowana z ciekawością – nie jest dla nich najistotniejsza.


Nie jest to tylko brak wiary, ale także zaangażowania, czy to w szkolenia obrony cywilnej, pierwszej pomocy, czy generalnie przygotowania do obrony przed zagrożeniami hybrydowymi, także w sferze informacyjnej. Na te wyzwania nakładają się problemy światowej gospodarki, której Tajwan jest istotną częścią, zwłaszcza w kontekście drożności łańcuchów produkcji. Sama tajwańska gospodarka też ma się średnio dobrze, a spodziewany w 2024 r. wzrost PKB na poziomie 3 proc. nie winduje społecznego optymizmu nadmiernie wysoko, także w kontekście trudności życia codziennego, które w dużej mierze definiują wybory Tajwańczyków w nadchodzącej elekcji.


Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r. wielu Tajwańczyków zmuszonych było poważniej zastanowić się nad urealnioną nagle groźbą podobnej inwazji ze strony Chin. Temat powrócił do dyskursu publicznego szczególnie silnie w okresie trwającej kampanii wyborczej. | Fot. Flickr


Jak mierzyć polityczną desperację Chińskiej Republiki Ludowej?


Rola instytucji zaangażowanych wcześniej w kształtowanie polityki wobec Tajwanu została zmarginalizowana. Decyzje podejmuje w zasadzie osobiście (z niewielkim udziałem członka Stałego Komitetu Komunistycznej Partii Chin, Wang Huninga) przewodniczący Xi Jinping. Eskalacja działań ChRL ukierunkowanych na przejęcie Tajwanu (np. zgodnie z wypowiedziami Xi Jinpinga podczas spotkania z Bidenem) przyśpiesza. To zaś – w dłuższej perspektywie – oznacza zmianę status quo, także jako środka mobilizacji przez Xi aparatu partyjnego, dyscyplinowania urzędników czy wzmocnienia przywództwa.


Przejęcie Tajwanu przez ChRL byłoby zwieńczeniem kariery politycznej Xi. Choć partia nie jest zainteresowana rozwiązaniem siłowym (i bardzo nie chciałaby tego robić) to nie zawaha się przed takim działaniem, jeśli uzna je za konieczne i bezpieczne z punktu widzenia interesów KPCh.

Na razie stara się wpłynąć na wynik tajwańskich wyborów, licząc na rezultat, który pozwoliłby wrócić do integracji ekonomicznej, a z czasem także kontaktów politycznych, tj. w optyce KPCh – zwycięstwo Kuomintangu. Czas, jaki w ten sposób ChRL mogłaby zyskać, pozwoliłby jej lepiej przygotować się do ewentualnej militarnej konfrontacji, już nie tyle w kontekście inwazji na Tajwan, co nawet większego konfliktu z USA, zarówno w regionalnym, jak i globalnym kontekście.


Perspektywa wojenna, z której zbliżające się wybory prezydenckie i parlamentarne ocenia duża część obserwatorów, byłaby jednak myląca, nadmiernie redukująca trafność analizy.


Tajwan nie jest więc jedynie przedmiotem rywalizacji amerykańsko-chińskiej. Złożoność procesów narodowotwórczych, ambicje Tajwańczyków, historia mniejszości etnicznych i rdzennej ludności, doświadczenia kolonializmu hiszpańskiego czy holenderskiego, a także okupacji japońskiej często umykają obserwatorom traktującym Tajwan jedynie jako „zapalnik” przyszłego konfliktu regionalnego, a być może i nawet wojny światowej.

Na wyspach (jednej dużej i ponad 160 innych mniejszych) żyją ludzie (nieco ponad 20 milionów), którzy sprawę swojej państwowości traktują naturalnie, a obecny stan rzeczy: pokoju, stabilizacji chcą utrzymać najdłużej jak to możliwe. I sami zdecydują o tym już 13 stycznia.


Więcej o obecnych nastrojach na Tajwanie oraz bieżących stosunkach tajwańsko-chińskich w przeddzień wyborów prezydenckich na wyspie dowiesz się z najnowszego odcinka Magazynu Szczelin, „Kiedy zapłonie Tajwan, wszyscy to odczujemy”.



bottom of page